niedziela, 20 lipca 2014

Wakacyjnie, maskowo, książkowo - wszystko w jednym! I o kremowaniu włosów :)

Witam! W czwartek wyjechałam do dziadków i dlatego siedzę cicho. Jest bardzo fajnie, a ja nie narzekam na brak zajęć: wybieram się na spacery z babcią dookoła jeziora, odwiedzam rodzinę, jem dużo dobrych rzeczy, ale głównie czytam. Uwielbiam to miasto, jest małe i zadbane, a do tego ma śliczny park. Jest mega duszno, ale to mi nie przeszkadza. W końcu mogę się wyłożyć bykiem i nie muszę co chwilę biegać do miasta :) właściwie dopiero teraz dorwałam komputer, więc piszę do was. Przy okazji wypróbowałam nową maskę, ale o włosach będzie dalej.

Jeżeli chodzi o książkę, to właśnie tłukę drugą część Pieśni Lodu i Ognia. Muszę przyznać, że idzie mi bardzo topornie, i albo to jest wina mojego tempa czytania, albo książki o polityce i historii mają taki urok. W każdym razie, jako fanka serialu musiałam w końcu zacząć czytać (i po części nadrobić książki, zanim jakiś fagas na kwejku zaspojleruje mi całą resztę fabuły). Książka pod pewnymi względami jest lepsza od serialu - postaci, które w Grze o Tron wyszły płaskie albo nijakie, w wersji książkowej skradły moje serce, pierwszy przykład z brzegu: Renly, który na papierze jest duszą towarzystwa z poczuciem humoru, uwielbia uczty, zabawy i ma beztroską naturę, w ogóle wszyscy go kochają, plus jego dowcipy naprawdę mnie śmieszą. Jaka szkoda, że umarł. Tyrion też zyskuje na charakterze w książce - nie wybielony przez twórców serialu, tylko szary, czyli taki, jaki właśnie powinien być. Tywin za to bardziej przypadł mi do gustu w serialu, może trochę przez aktora, który według mnie jest świetny i wyciągnął z postaci to, co najlepsze. A Jon Snow nadal nie wie nic.

Odstawiając książki na bok, wracamy do tematu włosów. Anwen u siebie zachwalała mleczko Garniera do skóry bardzo suchej, którego użyła do kremowania. Pomyślałam: w sumie to szukam mleczka do skóry, bo to z Eveline mi nie służy, więc czemu nie spróbować? I co?
Okazało się genialnym trafem! Nie wiem co w tym mleczku jest takiego dobrego, ale już po jednym użyciu skóra mi odżyła. Już zapomniałam, jak dobrze używało mi się Garniera. Nakremowałam nim włosy na noc. Taki mam zwyczaj, że przed olejem nakładam na włosy balsam czy krem, cokolwiek mam pod ręką. Aż się zdziwiłam, różnicę w miękkości włosów czułam już podczas mycia. Balsam ma u mnie szósteczkę i szerokie zastosowanie.
A czemu regularnie kremuję? Po pierwsze, oczywiście nawilża to włosy. Poza tym, kiedy nałożę olej na krem, a nie na sucho, po nocy czuję, jakby olej bardziej się wchłonął, prawie nie mam go na włosach. No tak jest, nie wiem jakie jest na to wyjaśnienie. Oprócz tego wierzę, że krem zachowuje się jak emulgator (to tylko moje obserwacje). Łatwiej zmywam z włosów olej. Według mnie to jest dobry sposób dla tych, którym sprawdza się olejowanie na mokro, bo jakby nie patrzeć, krem jest mokry :)

I kilka słów o masce. Wypróbowałam ostatnio Biovax do włosów suchych i zniszczonych, bo kończy mi się olejowa wersja. Pachnie bardzo ładnie, nawet ładniej od olejowej, bo zapach nie jest taki gryzący. Tym razem maskę nałożyłam po myciu zamiast przed. Zostawiłam na godzinę i zmyłam. I kolejne zaskoczenie - efekt po balsamie i masce musiał się skumulować, bo były mega mięciutkie, gładkie i strasznie błyszczące! Ech, gdybym nie miała problemu ze skrętem, to byłabym w stu procentach zadowolona z moich włosów. Niestety, mam problemy z telefonem, więc zdjęć brak.

Przez najbliższy tydzień będę rzadko w internetach, dopóki nie wrócę do domu. Niedzieli dla włosów też niestety nie uda mi się teraz zrobić.
Życzę wszystkim cudownego lata i fajnych wakacji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz odnoszący się do treści posta jest dla mnie czymś miłym. Zapraszam do dyskusji. Każdemu odpowiadam, każdego też odwiedzam :) don't be shy!