Przy okazji pochwalę się, że nie złamałam na razie żadnego z punktów, które sobie wytyczyłam, i dzielnie się do nich stosuję. Ale co to za osiągnięcie jak minęły dopiero dwa dni :D
No, ale samym wytrawnym człowiek nie żyje, więc aby osłodzić sobie trochę życie nie sięgając po "sztuczne" słodycze (tak, to dalej trzymanie się wyznaczonej diety!), wybór padł na tartę. Poleciałam do sąsiadki po blaszkę, zakasałam rękawy i do roboty!
Przepis pochodzi z bloga pani Doroty, który przy okazji bardzo polecam miłośnikom słodkiego :) Nie będę się powtarzać co do przepisu, za to trochę go zmodyfikowałam - zamiast smalcu do ciasta dodałam po prostu więcej masła, nie dodałam mięty do budyniu, a truskawki zastąpiłam malinami bo są bardziej dostępne teraz dla mnie no i lubię je o wiele bardziej. Przy brzegach tartę udekorowałam listkami mięty dla ozdoby i smaku. Okazało się, że połączenie kolorów malin i mięty to strzał w dziesiątkę.
Wszystkim gościom smakowało, a po jednym dniu połowa tarty zniknęła. Wyszła mniej słodka niż sądziłam. Polecam tym, którzy szukają dość łatwego, lekkiego ciasta na upały albo potrzebują osłodzenia po przegranej Argentyny. Jeżeli ktoś zrobił wersję z budyniem miętowym, dajcie znać jak smakuje!
Pozdrawiam :)
Wygląda bardzo smakowicie :)
OdpowiedzUsuńMoi testerzy potwierdzaja :D
Usuń