Wstęp brzmi poważnie, nie? Może dlatego, że jeszcze brakuje mi dystansu w tym temacie. No i dlatego, że mam wokół siebie koleżanki, które praktycznie nie mają kłopotów z cerą. Wiecie, zazdrość i te sprawy. Dlatego z góry przepraszam, jeżeli wyjdzie z tego ciężki temat. Dzisiaj chcę być wyjątkowo otwarta i dać trochę upust moim emocjom. Uwaga - będzie długo.
Zaczęło się... kiedy, właściwie trudno określić. W gimnazjum pojawiały się już pojedyncze pryszcze, ale nie było to nic, na co mogłabym zwrócić uwagę - o takie tam, mam 14 lat, wiadomo że mi coś wyskoczy. Jednak, problem zamiast przemijać z wiekiem, zaczął narastać. Przez połowę liceum też nie było to nic specjalnego, aż pod koniec drugiej klasy nadszedł przełom - w negatywnym znaczeniu tego słowa. Wysypało mi całą linię żuchwy, właściwie w tym miejscu zaczynała się już szyja. I nie chciało schodzić. Co znikało jedno, to pojawiało się drugie. Byłam trochę przerażona tym faktem, ale pomyślałam sobie - e tam, przejdzie.
I przeszło - na twarz. W tym miejscu chcę zaznaczyć, że wiem, że wiele dziewczyn miało większe problemy z cerą, i że dla wielu pewnie będzie to zbyt błahy problem i w ogóle to przesadzam. I ja to rozumiem. Rzecz w tym, że każdy może coś ocenić tylko według siebie - nie wiem, jakbym się zachowywała, będąc w sytuacji tej czy tamtej dziewczyny. Wiem, jak się czułam będąc sobą, wtedy. No i uważam, że najważniejsze, niezależnie od swoich uczuć, to walczyć i cały czas dążyć do swojego ideału, czy to cerowego, czy włosowego, figurowego, jakiegokolwiek. Wracamy do historii.
Pojawiły się krosty na policzkach. Po prostu krosty, nic się z nimi nie działo. Na czole i podbródku też ich trochę było. Jednak potem stan policzków zaczął się pogarszać. No, w skrócie to przerobiłam chyba wszystkie rodzaje niedoskonałości. W połowie kwietnia dorobiłam się mojej pierwszej blizny. To był dla mnie alarm - pora do dermatologa! (szybko, nie? Dosyć wolno mądrzeję :D) Udało mi się umówić i pół miesiąca później zawitałam u pani dermatolożki. Obejrzała mnie, przepisała EpiDuo (krem na receptę), kazała smarować raz - dwa razy dziennie i przyjść po dwóch miesiącach. Do tego kazała mi kupić żel do twarzy Effaclar (swoją drogą ma dobrą opinię w internetach). No więc smarowałam, myłam, doszło nawet do tego, że moja twarz zrobiła się wysuszona, podrażniona i czerwona. Piekły mnie nawet kremy dla dzieci! Wtedy zaczęłam stosować najzwyklejszy krem Nivea i to było moje zbawienie. Dzięki temu bardzo go lubię i polecam wam na suchą skórę. Świetnie nawilża!
W międzyczasie robiłam sobie prawie codziennie zdjęcia, żeby zobaczyć, jak moja skóra się zmienia. Tak to wygląda:
lewa - 7.05, prawa - 7.06
No, nie są to piorunujące rezultaty. Przez resztę czerwca prezentowało się podobnie. Pod koniec miesiąca udałam się do dermatolożki, jak kazała. Obejrzała mnie znowu i zapisała żel (na receptę) Izotrexin i peeling do twarzy Pharmaceris (ma kwas migdałowy, ogólnie mało przypomina tradycyjny peeling). Tak prezentowała się moja cera na 15.07:
zaczerwieniona od żelu/peelingu, nie pamiętam
Wooo! Byłam ucieszona, bo coś się ruszyło! Krosty z czoła zniknęły. Zaczęłam robić regularne peelingi cukrowe, dzięki nim moja cera mimo niedoskonałości jest gładka i miękka. Próbowałam zaradzić powstawaniu pryszczy przez stosowanie tabletek anty (tak, byłam do tego stopnia
Jak to wygląda na dzień dzisiejszy? Szczerze mówiąc, nie widzę dużych zmian. Ciągle zdarzają mi się okropne "niespodzianki". Do tego doszło kilka blizn (ech, co ja przeżyłam z nimi, to moje!), no i z mojej skóry bardzo trudno schodzą zaczerwienienia.
dzisiaj
Ale wiecie co? Walczę! Jestem daleko od ideału, ale nie poddaję się. Wiem, że w końcu, z czasem, ten problem minie, a ja poradzę sobie z pozostałościami po nim. Marzy mi się, żeby mieć idealnie gładką twarz, i móc wychodzić na miasto praktycznie bez makijażu. I w końcu dopnę swego!
Na koniec chcę podziękować wszystkim, którzy przeczytali ten cały post. Serio, mi też by się nie chciało ;) ale planowałam tę "historię" już od jakiegoś czasu. Naprawdę doceniam to, że zechcieliście mnie wysłuchać (wyczytać) :) buziaki dla was! ♥
PS. Niedługo, mam nadzieję, ruszy z powrotem cykl "Caill gotuje" :D
PS2. Aj, nie mogę się powstrzymać i daję piosenkę, która mi się kompletnie wkręciła! Taki pozytywny akcent na koniec! :D KLIK
Widać efekty i to się liczy! :* Co do przesuszonej skóry - polecam Ci alantan, super nawilża skórę, przy czym nie zapycha porów, sprawdzał się także u mojego chłopaka, który też długo walczył z trądzikiem, także może pomóc także Tobie ;)
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie, że musi być to dla Ciebie ciężka sprawa, więc trzymam kciuki, żebyś dała sobie radę z tymi krostkami i nie przejmowała się nimi, aż tak bardzo :*
Dziekuje ci bardzo! :* wiesz, bardziej niz samymi krostkami przejmuje sie tym, co po nich zostaje - blizny :( na szczescie z przesuszeniem nie mam juz problemu, bo moja skora przyzwyczaila sie juz do lekow :)
UsuńEfekty są widoczne, jest coraz lepiej! Również łączę się z Tobą w walce, bo moja cera też jest daleka od ideału, a robiąc krok wprzód zawsze jest tak, że potem robię dwa w tył (a raczej moja cera) :D
OdpowiedzUsuńoj doskonale to znam! :D dzieki za wsparcie :* tobie rowniez zycze powodzenia! :)
UsuńU mnie najlepiej zadziałam peeling kwasem migdałowym, najpierw 20% potem 30% :)
OdpowiedzUsuńa ja nawet nie wiem ile moj ma % :D robie co mi dermatolozka kaze :D
Usuń